O SZYBOWANIU Z ORŁAMI

I CNOTACH SIOSTRZANYCH

Pozwoliłem sobie zamieścić tutaj ten wywiad, gdyż odsłania on zainteresowanym osobom te działania, które realizowane są podczas sesji Młodzieżowej Akademii Szachowej - J.P.

Rozmowa Krzysztofa Jopka z Janem Przewoźnikiem
Za zgodą: Czasopismo MAT, Nr 1(33), 2013, s. 13-15
Krzysztof Jopek:
http://www.psychologiaiszachy.blogspot.com

IM Jan Przewoźnik, były mistrz Polski oraz psycholog, opowiada o metodach osiągania mistrzostwa osobistego; rozmowa Krzysztofa Jopka.

* * *

K.J.: Lokomotywa o nazwie „światowe szachy młodzieżowe” pędzi coraz szybciej. Co rusz pojawiają się silne ośrodki szachowe, nierzadko w bardzo egzotycznych miejscach globu, generujące wielkie talenty. My z ostatnich dwóch MŚ juniorów przywieźliśmy jeden medal...

J.P.: Metafora nawiązująca do kolejnictwa może wywołać zgrozę. Zróbmy zestawienie: niemieckie ICE to 330 km/godz., chińskie CRH3 to 350 km/godz., francuskie TGV to rekord wynoszący 574,8 km/godz. A koleje polskie? Ja jednak doceniam i podziwiam polskich juniorów! To nie jest leśmianowska zgroza nagłych cisz z wiersza „Dziewczyna”. Zdobywamy przecież medale na bardzo konkurencyjnym rynku! Trzymając się metafory Pańskiej lokomotywy – dawniej ten, kto miał pierwszy dostęp do torów, zyskiwał przewagę strategiczną, zwłaszcza na rozległych terenach…

Gdzie szukać takiej przewagi w szachach? W jakich metodach?

W latach 1999 – 2006 regularnie współpracowałem z Młodzieżową Akademią Szachową i na bazie inspirujących spotkań z młodymi szachistami i ich trenerami wypracowałem całościowy system rozwojowy dla tych, którzy w szachach chcą zajść (dojechać? dolecieć?) daleko. System opisałem w książce „Myśl – Działaj – Zwyciężaj!”. Nawiązuje on do profesjonalnego myślenia przy szachownicy i efektywnego działania poza nią, podczas budowania kariery. Opisałem go też częściowo na stronie http://www.janprzewoznik.pl

Na tegorocznych sesjach mówiłem juniorom, że ich największym potencjałem jest, być może, czas. Teraz, w ich wieku, uczenie się nowych rzeczy jest najefektywniejsze. Szachy rzeczywiście nabrały innego tempa – zarówno na szachownicy, jak też w przykładowych karierach kilkunastoletnich arcymistrzów i arcymistrzyń. Reasumując, dziś lokomotywami mogą być: dopracowany w najdrobniejszych szczegółach system oraz czas, mądrze i szczodrze dedykowany treningowi.

Pytam o ten upływający czas, gdyż na ostatnich MŚ w Mariborze nasza młoda kadra, oprócz grupy J’18, zajęła bardzo odległe miejsca. Nie obawia się Pan, że za jakiś czas naszej młodzieży może być o wiele trudniej rywalizować o prymat w światowych szachach?

Zagrożenie, że pociąg odjedzie, oczywiście istnieje. Ci młodzi ludzie mają jeszcze wiele luk w kompetencjach szachowych i z tego powodu może pojawiać się zmienność wyników. Wszystko zależy od tego, jak spożytkują czas dany im teraz. Na zajęciach uczestnicy uświadamiają sobie, że przed emeryturą mają do dyspozycji około 200 – 245 tysięcy godzin czasu nauki, pracy i czasu wolnego (nie licząc snu). Czas to ich kapitał. Czołowe skrzypaczki świata potrzebowały 10.000 godzin ćwiczeń, by dojść na szczyt. Szachistom sugeruję rozważyć około 6.000 – 10.000 godzin dla zbudowania mistrzostwa osobistego. Lokomotywa w szachach może skierować się ku chińskiemu modelowi skuteczności – ćwiczyć dużo, wręcz do bólu, ale i osiągać cele. Można też skierować się ku modelom treningu efektywnego – ćwiczyć mądrze, wyważając odpowiednią ilość godzin, czyli dużo zrobić, ale narobić się relatywnie mało. Dróg do sukcesu jest wiele, samo pojęcie ma też wiele definicji. Może trzeba wykazać się otwartością i nawiązać partnerskie relacje z Chińczykami (tak zrobił kiedyś tenisista stołowy Andrzej Grubba), szachistami Rosji (przykładowe mogą być doświadczenia, jakie z trenerami zza wschodniej granicy mieli Bartłomiej Macieja, czy Bartosz Soćko); można pojechać do szkół Ukrainy, Armenii, Francji itd. Podróże mogą kształcić – i te na zewnątrz, i te w głąb siebie – jeśli w szachiście będzie otwartość na nowe doświadczenia.

A jak wygląda Pana współpraca z uczniami „Akademii”? Które techniki psychologiczne spotkały się z akceptacją, a które napotkały na tzw. opór materii?

Zanim przejdę do technik, chciałbym chwilę skoncentrować się na niezwykle ważnym zagadnieniu, jakim są nasze postawy i przekonania. One mogą być ważniejsze od umiejętności, które można przecież nabyć z czasem. Otóż nieraz zaczynam zajęcia od pytania: „Kto z was potrafi żonglować?”. Najczęściej wszyscy kiwają przecząco głowami. A za pięć minut okazuje się, że ochotnik po krótkim pięcioetapowym treningu potrafi żonglować trzema chustami. Prawdziwa radość jednak mnie rozpiera, gdy po godzinie ćwiczeń 90% uczestników podrzuci trzy piłeczki bez upadku. Metafora żonglowania jest niezwykle pouczająca! Ukazuje, że mamy w sobie wiele talentów, których sobie nie uświadamiamy. Obrazuje też, jak poprzez kolejne etapy można osiągać wyższe cele, uczy metodologii pracy na pozytywnych, cząstkowych rezultatach. Kluczem jest przekonanie, że cel jest możliwy do osiągnięcia.

[Rozmiar: 47849 bajtów]

Fot. Uczestnicy Śląskiej Akademii Szachowej, Wisła 2011

Z pewnością takie podejście także Panu pomagało i pomaga przy osiąganiu rozmaitych – mniejszych i większych – sukcesów?

Jak najbardziej. Gdy w biznesie rozpoczynałem szkolenia z umiejętności komunikacji, negocjacji, sprzedaży, prezentacji, współpracy w zespole, to postawiłem sobie jasny cel: muszę mieć zajęcia w trzech najlepszych firmach Gorzowa Wielkopolskiego. Cel osiągnąłem. W podobnym trybie napisałem i wydałem angielską książkę w Londynie (The Blumenfeld Gambit) w czasie, gdy bardzo słabo znałem angielski; dodam, że książka miała bardzo dobre recenzje. No i mistrzostwo Polski seniorów zdobyłem jeszcze jako… kandydat na mistrza. Miałem wtedy 21 lat, co – w tamtych czasach – oznaczało młody wiek szachisty.

Prosiłbym o rozwinięcie tej ostatniej kwestii: co ma robić szachista, żeby dać sobie szansę na zdobycie mistrzostwa Polski w wieku 21 lat. Jak to wygląda od strony kształtowania właściwych przekonań?

Odwołam się do partii, która była dla mnie kluczowa, być może najważniejsza w życiu. Grałem ją w ostatniej rundzie IMP z 1979 r.

A. Maciejewski – J. Przewoźnik

Obrona sycylijska, B88, Tarnów 1979

1.e4 c5 2.Sf3 Sc6 3.Gc4 e6 4.Sc3 d6 5.0-0 Sf6 6.d4 c:d4 7.S:d4 Ge7 8.Ge3 0-0 9.Gb3 Sa5 10.f4 S:b3 11.a:b3 a6 12.Kh1 Gd7 13.e5 Se8 14.Hh5 Hc7 15.Wf3 d:e5 16.H:e5 H:e5 17.f:e5 Sc7 18.Wg3 Wfd8 19.Se4 Sd5 20.Gh6 g6 21.Wf1 Ge8 22.Sf3 Sb4 23.Sfg5 S:c2 24.S:h7 K:h7 25.Wh3

Przez pierwszych dwadzieścia kilka posunięć mógłbym patrzeć na sąsiednie szachownice i kalkulować, czy opłaca mi się remis. Ale dla mnie takie podejście w ogóle nie wchodziło w rachubę! Myśl była w zasadzie tylko jedna: przeprowadzić kontrę i wygrać! Taka postawa wynikała z wcześniejszego, solidnego, sześcioletniego treningu. Już w 1972 roku w pierwszej klasie Technikum Górniczego rozdawałem kolegom autografy z podpisem: Jan Przewoźnik - mistrz Polski. Śmiali się, brali je, a potem pewnie wyrzucali. Ale mój cel był od lat dobrze określony: mistrzostwo Polski. Wojowniczy duch pomógł mi w końcówce partii. Oto jej zakończenie:

25...Wd3 26.W:d3 K:h6 27.Sd6 G:d6 28.e:d6 Sb4 29.Wd4 Sc6 30.Wd3 Se5 31.We3 Gb5 32.Wc1 Sd7 33.Wc7 Gc6 34.Wc3 Wd8 35.h4 Kg7 36.Kh2 Sb6 37.W3:c6 b:c6 38.W:c6 Sc8 39.d7 Sa7 40.Wd6 Sb5 41.Wd3 Kf6 42.g4 Ke7 43.h5 g:h5 44.g:h5 Sd6 i białe poddały się.

Jakie są reakcje słuchaczy na Pana nauki o przekonaniach, postawach i ambitnych celach?

Generalnie ta część treningów jest przyjmowana z zaciekawieniem i radością. Staram się zainspirować uczestników szkoleń do zmiany myślenia, zmiany postaw i przekonań, według haseł typu „Dusza wojownika”, „Szybuj z orłami”. Marzy nam się powtórka z Olimpiady w Hamburgu z 1930 r., gdzie polska drużyna zajęła pierwsze miejsce. Dlatego tak bardzo zależało mi na tym, żeby wydrukować Andrzejowi Filipowiczowi i Jerzemu Konikowskiemu książkę „Złoto dla Polski”; ta książka przypomina, że „to jest możliwe”! Jeśli chcesz szybować z orłami, nie możesz za długo przebywać pośród kur.

A co z praktycznymi umiejętnościami z zakresu psychologii?

Przede wszystkim trzeba przypomnieć, że refleksja nie lubi pośpiechu. Zaczynamy od tak prostych rzeczy, jak techniki oddychania. Oddech to tlen dla mózgu! Ćwiczymy oddechy pobudzające (dłuższy wdech – szybki wydech), wyciszające (szybki wdech – długi wydech), bardziej złożone (oparte na sekwencji: bezdech – wdech – bezdech – wydech, w różnych proporcjach). Stąd łatwo przejść do technik relaksacji, np. według Schultza, a potem do wizualizacji przyszłych, pozytywnych zachowań.

Oczywiście uczestnicy zapoznają się z różnymi sposobami budowania kariery, zarządzania sobą w czasie, technik zorganizowanego myślenia w decydujących momentach partii, krótko zajmujemy się nawet mową ciała. Staram się podkreślać na zajęciach, że uczestnicy akademii nie są zwykłymi uczniami, ale profesjonalistami, biorącymi życie w swoje ręce. Promuję postawę zwaną w psychologii wewnętrznym poczuciem kontroli. Człowiek, który zachowuje taką postawę, mówi sobie: „mam wpływ na moje życie”.

A gdzie napotyka Pan największe trudności?

Największą słabością młodych szachistów jest brak systematycznych ćwiczeń w domu, indywidualnie i pod okiem trenera. Przez dwa dni zajęć mogę pokazać techniki, ale potem najważniejsza jest systematyczna praca, np. uważne ćwiczenie oddechów kilka razy dziennie po pięć minut, regularne relaksowanie się na dwie-trzy godziny przed partią podczas turniejów, obserwowanie reakcji i notowanie wniosków. Nawyki kształtują się poprzez samodyscyplinę i ćwiczenia. Tu jest przestrzeń do poprawy – popracować nad systemem, uwzględniać detale, dbać o systematyczność. Ale tak właśnie kształtujemy charakter – dążymy do wyznaczonych celów, pomimo trudności.

Jedną z ważniejszych umiejętności szachisty jest sztuka rozgrywania kluczowych, decydujących o medalach partii. W Mariborze część młodej kadry miała kłopoty z opanowaniem emocji w ostatnich rundach. Jakich rad udzieliłby Pan młodym zawodnikom, by łatwiej znosili presję walki o medale?

Przede wszystkim warto sobie uświadomić, że do takich kluczowych momentów należy przygotowywać się przez wiele miesięcy już w domu, przed wyjazdem na zawody! Ćwiczenie relaksacji, wizualizacji, wypracowanie reżimu turniejowego w detalach, solidna praca nad szachami – wszystko bez żadnej gwarancji sukcesu! Ale poprzez solidne przygotowanie zwiększamy prawdopodobieństwo osiągnięcia pożądanych stanów, zachowań, nawyków. Zresztą, z różnych dziedzin wiemy, że profilaktyka jest tańsza, niż leczenie.

Niezależnie od tego, każdemu zdarzają się niepowodzenia.

Warto je widzieć w szerszej perspektywie. Kluczowa sprawa to ambitny cel, który wynika z wcześniejszego marzenia. Jeżeli mamy świadomość celu, to wszystko, co jest po drodze, możemy traktować jako ważne szczeble pośrednie. Czujemy wtedy, że pojedyncza porażka jest – przede wszystkim – doświadczeniem, nauczką; odpowiadamy sobie na pytanie, czego się nauczyliśmy, a potem wyciągamy wnioski i wdrażamy zmiany.

Nie powinniśmy robić dramatu z sytuacji, które zdarzają się po drodze ku szczytnemu celowi. Jeśli przegramy ważną partię z bardzo silnym zawodnikiem, to przede wszystkim możemy być wdzięczny losowi, że mieliśmy możliwość z nim zagrać. Mamy okazję bardzo szczegółowo przygotować się do bezkompromisowej bitwy (wydam ci bój!), a porażkę przekuć na przyszłe wzmocnienia w debiucie lub grze środkowej. Możemy też dowiedzieć się czegoś ważnego o sobie i szachach, np. tego, że trzeba odpowiedzialnie podejmować decyzje od wczesnych stadiów partii, bo przy przeciwnikach o wysokiej klasie gry nie będziemy w stanie zniwelować nawet drobnych defektów pozycji. Człowiek, który w ten sposób reaguje na porażki, nosi miano „szczęśliwego przegranego” (ang: happy looser).

A co Pan sądzi o możliwości stosowania - w treningu szachisty - metody biofeedback? W innych dyscyplinach sportowych trening umysłu poprzez biofeedback robi się coraz bardziej popularny.

Biofeedback, czyli biologiczne sprzężenie zwrotne, to ciekawa metoda. Badani wykonują zadania o różnych stopniach trudności i uzyskują informacje zwrotne o swoim stanie fizjologicznym. Przy okazji mogą dobrze się bawić, grając w gry komputerowe. Także w szachach, jak najbardziej, można wykorzystywać tego typu metody. Znów jednak pozwolę sobie wyjść nieco poza treść pytania. Przecież podobne efekty może dać zestaw ćwiczeń Edmunda Jacobsona (napinanie i rozluźnianie mięśni), Johannesa Schultza (relaksacja), Francois J. Paul-Cavalliera (wizualizacja), czy medytacja transcendentalna.

Poza tym, jeśli młody szachista jest zafascynowany grą w szachy, odkrywaniem nowych tajników strategii i taktyki, jest w pełni zaangażowany w trening, pociąga go samo piękno gry i patrzy w swoją przyszłość sportową z nadzieją, to ma już w sobie to, do czego dążyłby przez biofeedback. I wyzwala taki stan naturalnymi metodami! Michaly Csikszentmihalyi, badacz poczucia szczęścia, nazwał ten stan „przepływem”. To stan głębokiej koncentracji, w którym człowiek jest całkowicie pogrążony w wykonywanej czynności. Do tego stopnia, że zatraca poczucie czasu. Przepływ to psychologia optymalnego doświadczenia.

Chciałbym też dodać, że charakterystyczna dla stanu „przepływu” orientacja na samą grę i jej twórcze przeżywanie, a nie na wynik, sprzyja zdrowiu! Piszą o tym w innych słowach, w ostatnim „Przeglądzie Psychologicznym” (2012, Tom 55), Kamila Wojdyło i Sylwiusz Retowski. Podsumowali oni wieloletnie badania i stwierdzili, że relatywnie mało dolegliwości somatycznych będą mieli zawodnicy zorientowani na dążenie do mistrzostwa osobistego, niezależnego od wyniku w konkretnych zawodach. Gorzej zaś wypadają zawodnicy, którzy walczą tylko o wynik – po to, by się wykazać albo uniknąć kar lub wymówek od rodziców.

Na co jeszcze warto zwrócić uwagę, kiedy mówimy o rozwoju szachisty?

Dostrzegam dwa wielkie wyzwania dla osób, które uprawiają szachy w sposób intensywny. Jak w każdej dziedzinie, której oddajemy się z ogromnym zaangażowaniem, musimy uważać, by nie zdominowała ona naszych nawyków. To trudne zadanie, bo szachista – z natury rzeczy – mocno koncentruje się na własnych celach, realizuje własne potrzeby i to on jest w centrum wydarzeń. Przez wiele lat eksponujemy „ja”, czy – mówiąc po łacinie – ego. Łatwo przy tym zapomnieć, że rzeczywistość jest szersza. Na przykład, gdy słyszymy płaczące dziecko o drugiej w nocy, to powinniśmy podejść do łóżeczka i przewinąć lub przytulić, w zależności od jego potrzeb. Nie powinniśmy wtedy myśleć o własnej, niezaspokojonej potrzebie snu.

A drugie wielkie wyzwanie?

Wiąże się ono z faktem, że szachy uczą walki, a przecież życie to nie tylko walka, to także kooperacja. W szachach chcesz pokonać przeciwnika. W komunikacji interpersonalnej to samo widzimy w dyskusji. Gdy ludzie dyskutują, zachowują się jak szermierze: dobierają argumenty, by trafić rywala, a czasem jeszcze powłóczyć jego zwłoki, jak to uczynił Achilles ze zwłokami Hektora. Tymczasem dialog wymaga innej postawy! W dialogu uczestnicy współpracują i chcą osiągnąć wspólny punkt widzenia, zadają pytania i uważnie słuchają, badają różne stanowiska, przyznają, że myślenie innych ludzi może wzbogacić ich własne myślenie, są gotowi przyznać, że wiele osób posiada częściowe odpowiedzi i razem można znaleźć rozwiązania.

Mamy zatem dwie nauki: lepiej nie przesadzać z koncentracją na samym sobie i rozumieć, że życie to także kooperacja, a nie tylko walka. Słucha się tego miło, ale praktyczne stosowanie może być trudne.

Warto pamiętać, że każda cnota potrzebuje „cnoty siostrzanej”. Kto jest mocno zorientowany na siebie, powinien pamiętać o innych. Kto potrafi walczyć, musi też umieć kooperować. Kto mocno kocha, powinien pamiętać o stawianiu kochanej osobie granic i wymagań, bo inaczej może paść ofiarą miłości ślepej – zaborczej lub poddańczej.

Życzę szachistom, by potrafili realizować własne cele, a jednocześnie byli wrażliwi na potrzeby innych, by potrafili walczyć, ale gdy trzeba, to i współpracować. W ten sposób możemy się doskonalić w sztuce szachowej, ale także w sztuce życia, co może być nawet ważniejsze.

Przewoźnik, J. (2013). O szybowaniu z orłami i cnotach siostrzanych. [Online]. Protokół dostępu: www.janprzewoznik.pl/artykuly/wywiad_mat.php. [2013, April 15].

Cytat
Krótko mówiąc, myślę,
że ludzie ofiarni, odczuwający odpowiedzialność za cały świat i przy jego drwinach wciąż od nowa porywający się do donkiszotowskich przygód, powinni umieć - w interesie własnym i ogółu - żartować z siebie. Przy okazji - co się najczęściej zdarza, kiedy ironia szydercy zostaje skonfrontowana
z autoironią wyszydzanego?
Z twarzy szydercy znika uśmiech i pozostaje już na niej tylko grymas!
Vaclav Havel, 4 X 2007, Hospodarske Noviny (pierwodruk)
Vaclav Havel:
Siła bezsilnych
i inne eseje.
Warszawa 2011.
Ciekawostka
W dzisiejszych czasach ważniejszy jest wizerunek czy charakter?
Aktualny temat
W nowym świecie Ery Cyfrowej prawdopodobnie potrzebne będą nowe paradygmaty myślenia i postrzegania rzeczywistości edukacyjnej, potrzebne będzie inne,
nowe postrzeganie znanych elementów układanki i relacji między nimi.

Pytanie tygodnia

Mistrz świata Ding Liren do swych najulubieńszych piosenek zalicza...

Blowing in the Wind - Bob Dylan
Stairway To Heaven - Led Zeppelin
We Are The Champions - Queen
When I'm Back On My Feet Again - Michael Bolton
Don't Give Up - Peter Gabriel (z Kate Bush)

Ankieta

Co sądzisz o stronie?

0 - zupełnie nieciekawa
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10 - bardzo ciekawa

Copyright © by Jan Przewoźnik, 2013